Marta Nowak, Deus Ex Machina
Miło nam poinformować, że pierwsze miejsce w tegorocznym szkolnym konkursie literackim zajęła Marta Nowak z kl.1b. Nagrodę wręczyła Jej pani dyrektor Grażyna Koprowska podczas obchodów Dnia Patronki naszej szkoły - Marii Skłodowskiej-Curie 4 grudnia 2014 r. Gratulujemy sukcesu!
Poniżej zamieszczamy zwycięskie opowiadanie.
„Deus Ex Machina”
Gdy człowiek patrzy na świat przez okno, ma wrażenie, jakby oglądał nudny, pozbawiony głównego wątku film. Widać w nim zmieniające się pory dnia i roku, widać ludzi, zajmujących się swoimi sprawami, widać przejeżdżające auta – ale choćby nie wiadomo jak bardzo przyglądać się tym wydarzeniom, nie sposób zobaczyć w nich większego sensu.
Będąc właściwie uwięzioną w tym domu, całe dnie spędzałam na czytaniu książek i obserwowaniu świata przez okno, przy czym „świat” za szybą był tu niczym więcej jak tylko ruchomą fototapetą. Szczerze mówiąc, nie miałam nic przeciwko wpatrywaniu się w ruchome zdjęcie, było to lepsze od wpatrywania się w nicość. Poza tym mój zwykły, ludzki umysł zdecydowanie lepiej radził sobie z czymś niż z niczym. Nawet jeśli to coś było tylko iluzją.
Obserwowanie ruchomej fototapety, obrazującej zmieniające się pory roku, potrafiło skłonić do filozoficznych przemyśleń każdego, a zwłaszcza kogoś, kto tak jak ja czyta książki, z których płyną przemyślenia godne Paulo Coelho. Poza tym mój najwyraźniej uwielbiający filozofowanie towarzysz sprowadzał wszystkie nasze rozmowy do rozważania zagadnień, których nie powstydziłby się nawet Heraklit z Efezu. Chyba nie tylko mnie nudziło się w tym miejscu.
Westchnęłam ciężko, śledząc wzrokiem opadające z drzew liście. Musiałam przyznać, że sceneria wygląda bardzo realistycznie – mój towarzysz się postarał. Szkoda tylko, że widok z mojego okna nie był prawdziwy.
- Co robisz? – usłyszałam za plecami. Podskoczyłam odruchowo i spojrzałam ze złością na mojego towarzysza. Ten uśmiechnął się szeroko.
- Pojawiasz się tu deus ex machina i liczysz na to, że odpowiem ci radośnie? – spytałam.
- Liczę na zwykłą odpowiedź, niekoniecznie radosną – odparł. – Poza tym, jakiego pojawienia się oczekujesz od kogoś z takim imieniem jak moje?
Mruknęłam coś w odpowiedzi i odwróciłam wzrok. Od kogoś z takim imieniem jak jego nie można było oczekiwać pojawienia się w inny sposób.
Jeszcze całkiem niedawno wyrażenie „deus ex machina” kojarzyło mi się jedynie z dramatem antycznym, maszyną z uniwersum „Matrixa” oraz tytułami albumów muzyków, grających gothic metal i muzykę z pogranicza symfonicznego black metalu i blackened death metalu. Oczywiście znałam również potoczne znaczenie tego wyrażenia. „Deus ex machina” - niespodziewane pojawienie się Boga. A zwykła, niepozorna ja odkryłam nowe znaczenie tych słów.
Otóż Deus Ex Machina to imię niezwykle irytującego boga czasu i przestrzeni, który z tylko sobie znanych powodów zamknął mnie w swojej siedzibie. I z którym codziennie (jeśli można mówić o dniach w miejscu, w którym nie płynie czas) prowadziłam dysputy filozoficzne.
Deus wyjrzał przez okno i znów się uśmiechnął.
- Ach, „Jesień” – powiedział z dumą w głosie. – Przyznam nieskromnie, że to moje najlepsze dzieło.
- Rzeczywiście nieskromnie – zgodziłam się. – Jesteś najbardziej zapatrzonym w siebie bogiem, jakiego znam.
- Bo jedynym, jakiego znasz osobiście – zauważył. – Chociaż z drugiej strony, twoja religia twierdzi, że Boga można spotkać w każdym człowieku, więc może już Go poznałaś, zupełnie o tym nie wiedząc?
- Jestem ateistką – przypomniałam. – Nie próbuj wciągać mnie w swoje dysputy, nie mam na to ochoty.
- Okej – odparł rozbawiony bóg. – Już nic nie mówię.
Prychnęłam i wróciłam do oglądania spadających liści. Dzisiaj zdecydowanie nie miałam ochoty na oglądanie irytująco pięknej twarzy Deusa.
Zgodnie z tym, co twierdził mój towarzysz, postrzegałam go tak, jak mój umysł wyobrażał sobie boga czasu i przestrzeni. Z jednej strony ciekawie było oglądać wytwór mojej wyobraźni, z drugiej – niezmiernie mnie to irytowało. Nie czułam się zbyt komfortowo, wiedząc, że wyobrażam sobie boga jako wysokiego, przystojnego chłopaka o czarnych włosach i jadowicie fioletowych oczach. O wiele lepiej czułabym się ze świadomością, że myślę o nim jako starszym panu z długą, siwą brodą.
- Długo zamierzasz mnie tu trzymać? – spytałam, nie patrząc na Deusa.
- Jak już paręset razy mówiłem – odpowiedział bóg – dopóki mi się nie znudzisz albo nie stwierdzę u ciebie syndromu sztokholmskiego.
- Zabawne, że od razu stawiasz siebie na miejscu oprawcy – oznajmiłam. – I że sądzisz, iż mogłabym zakochać się w bogu.
Wręcz usłyszałam jego uśmiech.
- Syndrom sztokholmski jest odruchem każdej zdrowej istoty – zauważył.
- W takim razie nie jestem zdrową istotą.
Przez chwilę w pokoju panowała cisza, co nie mogło wróżyć nic dobrego. Mieszkanie z bogiem przyprawiło mnie o schizofrenię, westchnęłam w duchu. Nawet zwyczajna cisza brzmi dla mnie złowrogo...
Moje rozmyślania przerwał głuchy grzechot, dobiegający od strony szafki, w której schowane były gry planszowe. Gdy odwróciłam się w tamtą stronę, zobaczyłam Deusa, trzymającego jedną z gier i uśmiechającego się prosząco. Posłałam mu ponure spojrzenie.
- Jeśli myślisz, że zagram z tobą w scrabble, to grubo się mylisz – oznajmiłam.
Deus wzniósł się w powietrze i usiadł na szafie.
- W takim razie, co powiesz na dyskusję o twoim ateizmie i rozmowach z bogiem? – spytał filuternie.
Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze, licząc od dziesięciu wstecz. Potem jeszcze raz głęboko odetchnęłam i spojrzałam na Deusa, uśmiechając się szeroko.
- Zagrajmy więc w scrabble! – powiedziałam radośnie.
- Wiedziałem, że się zgodzisz! – ucieszył się bóg, zeskakując z szafy.
Za oknem jesienne liście spadały z drzew.
fot. Karolina Hamelka, kl. 2d
Komentarze
Prześlij komentarz